Wyjezdzajac z Pahalgam chcialam udac sie do Jammu, wczesnie rano wsiadlam do lokalnego autobusu, po 1,5h znalazlam sie w Anantnag (inaczej Islamabad) w towarzystwie deszczu jakos udalo mi sie znalezc miejsce, z ktorego odjezdzaja terenowe "taksowki", ktorymi mozna sie dostac do Jammu (tutaj mowia na nie sumo;). Tlumek zgromadzonych przed biurem podrozy mezczyzn zapewnil mnie, ze sumo, ktorym mam jchac odjezdza za godzine, postanowilam wiec udac sie tymczasem na sniadanie. Kidy wrocilam po pol godziny kazli mi zaczekac w samochodzie. Deszcz nieprzerwanie padal dalej i to wlasnie za jego sprawa moja podroz do Jammu nie mogla sie odbyc. Kierowca w koncu sie zjawil, ale glownie po to, zeby powiedziec mi, ze nie mozemy jechac z powodu deszczu, poniewaz droga do Jammu jest kreta i dosyc trudna i czesto zdarzaja sie osuwiska, ktore blokuja droge, powodujac wielogodzinne korki, nejednokrotnie ludzie musza czekac 1-2 dni na oczyszczenie trasy. Postanowilam wiec wrocic do Srinagaru. Znalazlam taksowke, ktora moglaby mnie tam zabrac i mialam niesaowite szczecie wsiasc do samochodu, ktorym podrozowaly 3 kashmirskie kobiety, 2 mlode dziewczyny, kuzynki, oraz mama jednej z nich. Po chwili rozmowy okazalo sie, ze jedna z dziewczyn studiuje weterynarie:) Kolejne 10 minut spedzone w samochodzie i zostalam zaproszona, zeby zostac u nich w domu. Po raz kolejny mialam okazje doswiadczyc niesamowitej kashmirskiej goscinnosci.