Po calonocnej podrozy z McLoed (turystyczny autobus, wyrusza z postoju autobusow w McLeod o 20.30, podroz trwa ok 10h, koszt 550Rs) dotarlam do Manali, a wlasciwie Old Manali, w ktorym to znajduje sie wiekszosc turystycznych hosteli. Zaspanych turystow wypelzajacych sennie z autobusu przywital komitet powitalny taksowkarzy i hotelarzy oraz (w koncu!) slonce:D O tak wczesnej godzinie leniwce takie jak ja sa zbyt ospale, zeby chodzic z ciezkim plecakiem na grzbiecie i szukac hostelu, wiec z dwojka innych turystow wsiedlismy po prostu do taksowki, ktora prowadzil wlasciciel hostelu, w ktorym w koncu zostalismy. Co prawda kiedy juz wzielam goracy prysznic i przebralam sie z wygniecionych ubran, ktore bynajmniej nie pachnialy fiolkami;D wybralam sie na poszukiwania jedzenia i nowego hostelu. Znalazlam cala serie pokojow, ktore bardziej mi odpowiadaja (co prawda glownie ze wzgledu na cene, bo niesamowity ze mnie sknera;) i mysle, ze przeniose sie jutro do hostelu troche bardziej na uboczu, otoczonego wiejskimi chalupkami i gospodarstwami, za to z pieknym widokiem (pojedynczy pokoj z lazienka 250Rs, mniejszy pokoj 200Rs), w obecnym hostelu place 300Rs za pojedynczy pokoj z lazienka.
Piekna sloneczna pogoda wytrzymala tylko kilka godzin, bo oczywiscie niedlugo potem zaczal padac deszcz, ale w porownaniu do opadow, ktore byly w McLeod, nazwalabym to raczej kapusniaczkiem;)
Dzisiejszy dzien spedzilam raczej leniwie, jednak odczuwam calonocna podroz, ale jutro porzadnie biore sie za zwiedzanie okolic, miedzy innymi pobliskiego Vashischt, ktore podobno jest mekka hippisow;p