No dobrze, pisze te wiadomosc po raz trzeci, wczoraj dwa razy napisalam dluga notke, kliknelam wyslij i... wiadomosc zniknela. Mam nadzieje, ze tym razem w koncu uda sie ja wyslac.
A zatem jestem w McLeod Ganj czyli w gornej Dharamsali. Podroz tutaj z Rishikesh zajela mi dokladnie 24 godziny. Najpierw autoriksza na dworzec, potem autobus do Dehra Dun (1,5h 41Rs) nastepnie jakies 3 godziny oczekiwania na autobus do Dharamsali (414Rs), 14 godzin w trasie i znowu czekanie na dworcu od 2 w nocy do 7 rano, tym razem na pierwszy poranny bus do McLeod Ganj (7.30, jedzie okolo 0,5h, 10Rs). McLeod Ganj jest malym miasteczkiem, w ktorym wiekszosc mieszkancow stanowia Tybetanczycy, jako ze to tutaj znajduje sie siedziba Dalaj Lamy oraz Tybetanski rzad na wygnaniu. W porownaniu do hinduskich miast, w ktorych bylam do tej pory, tutaj panuje niesamowity spokoj i cisza. Wlasciwie czuje sie jakbym opuscila Indie i znalazla sie w Tybecie. Tybetanskie jedzenie w restauracjach, tybetanskie swiatynie, flagi modlitewne, Tybetanscy sprzedawcy, ktorzy spokojnie czekaja na klientow, a nie krzycza za kazdym obcokrajowcem: "Hello" i "Yes, please" jak maja w zwyczaju Hinduscy handlarze. Na dodatek jako, ze McLeod polozone jest w gorach, na wysokosci 1770metrow jest tu znacznie chlodniej niz w Rishikesh czy Delhi. W ciagu dnia srednia temperatura to okolo 20 stopni, w nocy pewnie jakies 10. No i najlepsza rzecz czyli DESZCZ. Dharamsala jest na drugim miejscu w Indiach pod wzgledem ilosci opadow deszczu. Jestem tu 3 dzien i przez caly ten czas nie padalo w sumie moze z 5 godzin. Nawet nie chce myslec ile musi padac w miescie, ktore jest na pierwszym miejscu tej listy;) Podobno ubrania schna tu tydzien! Zaczynam naprawde w to wierzyc, bo skarpetki ktore wypralam dwa dni temu, nadal sa zbyt mokre, zeby mozna je bylo nosic;) Zobaczymy ile tu wytrzymam przy tej pogodzie, na szczescie mam jeszcze kilka czystych ubran;)