No to dotarlam do Rishikesh, z Haridwaru jest to tylko 30km drogi, ale autobus pokonuje ten dystans w godzine;) (koszt to 30Rs). Rishikesh uchodzi za swiatowa stolice jogi, pelno jest tu ashramow, w ktorych mozna spac za niewielka oplata, oraz mozna uczestniczyc w wielu roznorakich kursach jogi, medytacji, masazu, ajurwedy i wielu innych.
Dopiero dotarlam na miejsce i jeszcze sie tu za bardzo nie rozejrzalam, ale zamierzam zatrzymac sie w ktoryms z Ashramow i moze tez skorzystac z kilku lekcji jogi;)
Wczoraj do couchsurfera, u ktorego bylam w Haridwarze przyjechala jeszcze jedna dziewczyna Maria z Francji, spedzilysmy razem wieczor na Har-Ki-Pari - swiatyni nad Gangesem, gdzie codziennie po zachodzi slonca gromadza sie tlumy ludzi, by sie pomodlic, zanurzyc w Gangesie oraz prosic o blogoslawienstwo poprzez puszczanie na wode malych lodeczek zrobionych z lisci, wypelnionych platkami kwiatow i plonacymi swieczkami, widok jest naprawde ciekawy, setki o ile nie tysiace hindusow, ganges, zapadajacy powli zmrok i swiatelka na wodzie.
Wczoraj wieczorem zalapalysmy sie takze na festiwal - hindusi swietowali narodziny Krishny, w centrum miasteczka porozstawiane byly sceny, na ktorych tanczyly dzieci i mlodziez poprzebierane za bogow, na dodatek muzyka, kolorowe swiatelka i petardy oraz oczywiscie wielki tlum. Tymczasowo rozdzielilysmy sie z Maria, ona ma przyjechac do Rishikesh wieczorem i najprawdopodobniej spotkamy sie znowu jutro.
Jesli chodzi o tutejsze jedzenie, to rzeczywiscie jest wiele przepysznych potraw, najwiecej oczywiscie ostrych, ale mimo, ze lubie ostre jedzenie, to jednak czasem chcialoby sie zjesc chociaz na sniadanie cos innego niz placek z wypalajacym jezyk sosem i wtedy przewaznie konczy sie na bananach i ciasteczkach;)
Co do zdjec, to oczywiscie robie ich troche, niestety przewaznie nie bardzo jest jak je zrzucic na komputer w kafejkach internetowych, a glownie w nich korzystam z internetu, takze cierpliwosci, niedlugo postaram sie cos wrzucic:)