Wczoraj wieczorem przyjechalam d Haridwaru, couchserfer, z ktory zgodzil sie mnie goscic pisal pare razy i dzwonil, zeby sie upewnic czy wiem jak dotrzec. Mimo, ze czytalam jego profil kilka razy jakos nie zwrocilam uwagi na dokladny opis miejsca noclegu, okazalo sie, ze mam spac w sali, ktora w ciagu dnia sluzy jako klasa do nauki angielskiego, a zatem spie na pozsuwanych lawkach (wbrew pozorom spi sie bardzo wygodnie) tyle, ze musze wstawac wczesnie rano, w przeciwnym razie studenci nieco by sie zdziwili, widzac mnie spiaca sobie smacznie w ich klasie;) Niedlugo powinny skonczyc sie ostatnie zjecia i bede mogla znowu przejac salke.
Dzisiaj wlasciwie byl pierwszy dzien mojej samotnej podrozy. Odwiedzilam dwie hinduskie swiatynie na wzgorzach, do obu wjezdza sie kolejka . Mozna kupic bilet obejmujacy od razu obie kolejki i dojazd autobusem pomiedzy nimi, obecnie kosztuje to 210Rs.
Nie wiem ile setek razy uslyszalam dzisiaj "Hello" i ile spojrzen na mnie padlo, bywa to strasznie meczace, zwlaszcza kiedy czlowiek zamienia sie w jeden wielki, ociekajacy potem, zakurzony galgan;p W koncu zmeczona upalem i ludzmi usiadlam sobie na schodach nad Gangesem, ktory przyplywa praktycznie przez cala dlugosc Haridwaru, po czym schowalam sie za parasolka, ktora chronila mnie nie tylko od ludzkich spojrzen i zaczepek, ale takze od upalu. Nie zadzialalo to moze w 100%, bo i tak w ciagu godziny zaczepilo mnie z dziesiec osob, ale i tak udalo mi sie odetchnac. Kiedy juz zaczelo mi sie robic smutno, ze tak sobie siedze sama i jeszcze musze sie chowac przed ludzmi, przysiadlo sie do mnie mlode hinduskie malzenstwo, ktore znacznie poprawilo mi nastroj. Porozmawialam troche z mloda hinduska, wymienilysmy sie facebookiem, a na koniec dala mi na pamiatke swoje lusterko (mam nadzieje, ze nie chciala mi dac w ten sposob do zrozumienia, zebym zajela sie swoim wygladem;) Oczywiscie zaraz potem zaczepil mnie nastolatek, ktory zaczal zadawac coraz dziwniejsze pytania, dopoki nie zwrocilam mu uwagi, ze nie wypada pytac nieznajomych o takie rzeczy.
Pod wieczor wybralam sie jeszce do Ashramu, niesamowicie spokojne miejsce, mili ludzie, zadnych zaczepek i mozna tam na dodatek spac i jesc zupelnie za darmo. Tak mysle, ze moze w nastepnym miejscu (Rishikesh) wprowadze sie wlasnie do Ashramu.
Ogolnie jest w porzadku chociaz meczaco, i pomimo tych wszystkich zaczepek, czuje sie tutaj dosyc bezpiecznie, hindusi sa po prostu strasznie ciekawscy, ale nikt nie jest na tyle nachalny, zebym poczula sie zagrozona. Ach i chyba bym mogla zarabiac na zycie biorac oplate od kazdego, kto chce sobie zrobic ze mna zdjecie. No a jak reszta hindusow widzi, ze zgodzilam sie na jedno, to zaraz ustawia sie kolejka. Po ktoryms razie zaczelam sie oddalac, ale teraz chyba bede wolac "fifty rupies only!" (nawet na paragonie przy podanej cenie potrafia dodac na koncu to swoje "only") .
Jutro byc moze wybiore sie do Rajaji National Park, w ktorym mozna spotkac slonie, a pojutrze chyba pojade do Rishikesh.